Ekonomiści alarmują, przy obecnych warunkach może dojść do stagflacji. Nad Polską roztacza się widmo gwałtownego wzrostu cen.

Stagflacja to nienaturalna sytuacja w gospodarce gdy wraz z rosnącą inflacją nie nadąża niski wzrost gospodarczy, dając w efekcie galopujące podwyżki cen. Jest to zjawisko dobrze udokumentowane na świecie. Szablonowym przykładem jest kryzys w Stanach Zjednoczonych w latach 70-tych, gdzie słabnący wzrost gospodarczy, agresywna polityka fiskalna oraz kryzys naftowy spowodował zapaść w gospodarce, a dynamika inflacji wynosiła aż 12 proc.
W Polsce to zjawisko jeszcze nie zarejestrowane po 1989 r., jednak ze względu na gwałtowną podwyżkę cen pod koniec ubiegłego roku coraz więcej ekspertów zaczyna go używać. Póki co scenariusz amerykański jednak nam nie grozi – eksperci przewidują wzrost cen o 4 proc. w najbliższych miesiącach, a krajowa gospodarka będzie wg. ekspertów notować wzrost w granicach 3-4 proc. (choć są i niższe prognozy – Polska Rada Biznesu – 2,5. proc, a mBank – 2,8 proc.).

Kolejnym warunkiem do zajścia kryzysu jest bezrobocie. Tuż przed kryzysem stopa bezrobocia w USA wynosiła 3,5%, by w 1975 r. dojść do ponad 8%, a w 1980 r 10%. Załamania rynku pracy w naszym kraju nikt nie przewiduje, a jest wręcz odwrotnie, trend wskazuje popyt na “ręce do pracy”, niektórzy mówią o “rynku pracownika” – głównie związany ze zmianami demograficznymi, starzejącym się społeczeństwem oraz niezmienna ucieczką kapitału ludzkiego do innych krajów.

Kryzys może przyjść z sektora usług, w szczególności handlu.

Sektorem gospodarki, który w ostatnich latach doświadcza wielu nowych problemów ze strony przepisów oraz technicznych jest handel i to on może stać się przyczynkiem stagflacji w Polsce. Oprócz specyficznych utrudnień wynikających m.in. z zatorów płatniczych, branża zmaga się też z szokiem kosztowym wygenerowanym przez państwo. Jest on o tyle niebezpieczny, iż jest całkowicie arbitralny nie mający swych korzeni w mechanizmach rynkowych.

W Polsce proces inflacyjny już się zaczął, a szokiem, który może wywołać stagflację, jest drastyczny wzrost kosztów prowadzenia działalności, głównie w handlu.”

– twierdzi ekspert BI.

Zmiany mające wpływ na sytuację to m.in.:
– skokowe podwyżki płacy minimalnej oraz składek ZUS
– regulacje dotyczące handlu w niedzielę
– polityka uszczelniania VAT i procedura jego rozliczania
– zmiana procedur kontroli skarbowych
– wprowadzenie przepisów ustawy o nadużywaniu przewag kontraktowych

Obostrzenia przetrwają najsilniejsze firmy detaliczne, tj. w głównej mierze dyskonty, które oferują specjalne promocje aby odrobić niehandlowe niedziele, a słabsi, niekoniecznie mniejsi, już teraz tną koszty i importują tańsze produkty. Taki zabieg z kolei ma przełożenie na krajowych dostawców, którzy poprzez mniejsze zamówienia zalegają z płatnościami albo obniżają ceny usług – często kończy się to niewypłacalnością i plajtą. Wzrost cen przy spadku inwestycji i cięciu kosztów operacyjnych to pierwsze symptomy nadchodzącej stagflacji.

Zakładany przez rząd spadek cen warzyw i owoców w następnych kwartałach, będzie mieć raczej charakter sezonowy, związany ze zbiorami, jednak patrząc na pogarszające się warunki klimatyczne – nie możemy spodziewać się cudu.

Rekordowa inflacja bazowa

Wyliczenia ekonomistów banku Citi handlowego przewidują inflację na poziomie 4 proc. w pierwszym kwartale (oficjalne szacunki ogłoszone przez NBP to 3,5 proc.). Najbardziej niepokojące jest jednak to, że po wykluczeniu najbardziej zmiennych elementów danych GUS-u tj. cen żywności oraz energii i paliw, tzw. inflacja bazowa mogłaby sięgać 3,2 proc. co daje najwyższy wynik od 2001 roku.

Niemniej w obliczu podwyżek płacy minimalnej oraz wzrostu cen ropy naftowej (na skutek rosnących napięć geopolitycznych) niepewność dotycząca przyszłej ścieżki inflacyjnej jest wyjątkowo wysoka”

– komentuje Citi.

Optymistycznego tonu nie zachowuje także były premier i były prezes Banku Centralnego prof. Marek Belka, jego zdaniem oficjalna prognoza o 3,5 proc jest oparta na fałszywych założeniach, z których wynika, że przyczyną poziomu inflacji jest jedynie tymczasowa zmiana cen ropy oraz żywności. Publikacji GUS-u i danych na temat inflacji bazowej jasno wskazuje nieprawdziwość tej tezy. Ekonomista mówi o nadchodzącej “łagodnej stagflacji”, co w naszych warunkach oznacza lekki wzrost PKB i skokowe podwyżki cen. Skutki odczują wszyscy uczestnicy gospodarki, co będzie mieć w dalszej perspektywie negatywny wpływ także dla finansów państwa.

Szef NBP i ekonomiści PKO uspokajają

Nie wszyscy eksperci są zgodni ze słowami byłego Prezesa Rady Ministrów. 8 stycznia na posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej głowa NBP prof. Adam Glapiński przekonywał, że przebicie 4 proc. inflacji jest mało prawdopodobne, a stagflacja nie nastąpi. Jego zdaniem skok cen ma związek z szokiem podażowym, a co za tym idzie NBP nie podwyższy stóp procentowych, aby złagodzić zjawisko.

(…) Chyba, żeby pojawiła się ‘druga runda’, o której się mówi, ale nie (pojawi się – przyp.red.), ponieważ jednocześnie mamy do czynienia ze znaczącym spadkiem koniunktury (…), choć poziom, na którym mamy się zatrzymać w tym ruchu w dół będzie bardzo przyzwoity w stosunku do naturalnej stopy wzrostu, powiedzmy poziom 3-3,5 proc.

 dodaje prezes.

W czarny scenariusz nie wierzą też ekonomiści PKO BP. Klasyczna stagflacja nie nastąpi ponieważ Polska dalej odnotowuje przyzwoity wzrost gospodarczy:

Trudno mówić o stagflacji w sytuacji, gdy wzrost – choć spowolni – będzie zbliżony do potencjalnego. Będziemy mieli podwyższoną inflację i delikatne spowolnienie tempa wzrostu PKB”

oznajmia Marcin Czaplicki, ekonomista PKO BP.

Przyzwyczailiśmy się, że wzrost mamy mocny, powyżej 4 proc., i jak on spowolni np. do 3 proc., (…) nie należy mówić o stagflacji, bo wolniejszy wzrost gospodarczy to nie stagnacja “

– wtóruje jego kolega PKO Marcin Morawiec

Są jednak powody do obaw

Klasyczny model stagflacji raczej nam nie grozi.

Aparat wytwórczy modernizuje się w wolnym tempie. A gdy praca jest droższa, to firmy przenoszą to na ceny. Przez wiele lat nie mogły tego robić ze względu na dużą konkurencję, teraz może następować coś w rodzaju odreagowania

– mówi ekonomista Pekao.

Leave A Comment